Wieczorem wszyscy znajomi dojeżdżają do Lwowa. Spotykamy się na placu głównym, przy Operze i siadamy wspólnie przy fontannie by napić się piwka;) Po chwili Ruda mówi,że znalazła dla nas kwaterę gdzie pomieścimy się wszyscy, super! No to idziemy rzucić plecaki i pośmigać po mieście:D W nocy spotkaliśmy dwóch studentów stomatologii z Polski, którzy mieszkają we Lwowie już pół roku i oferują nam wspólne zwiedzanie miasta. Cieszmy się,że mamy przewodników w tym... jak się okazało niezbyt bezpiecznym mieście.
W ciągu jednej nocy zostaliśmy dwa albo trzy razy zaczepieni przez obrzydliwie natrętnych Ukraińców chcących z nami się napić.. Zapoznani studenci mówią,że tacy ludzie są tu najniebezpieczniejsi dlatego musimy szybko od nich się oddalić. Po kilku próbach zgubienia natrętnych, trafiamy sami pod pomnik Adama Mickiewicza. Aż łezka się w oku kręci.. i jak tu nie wypić za naszego sławnego polaka ?!
Trochę czasu żeśmy przesiedzieli pod pomnikiem.. aż zjawiła się milicja. Przyczepiła się do Willowa, że nie wolno tu spożywać wódki.. przeszukali go chcąc dobrać się do paszportu.. w końcu go znaleźli.
-my wam dajta trista hrywin, a my spierdalajta
-to spierdalajta
Tak zakończyła się nasza rozmowa z milicją tego dnia. Wszystko się dobrze skończyło dzięki dwóm Polakom którzy wiedzieli OCB ;)
Pierwsza zasada obowiązująca po przekroczeniu granicy Ukrainy: Zostawiaj paszport w kwaterze, jest on zbyt cenny dla nas i zbyt łatwy do zabrania przez ukraińską milicję...
Jakoś o 5 rano doczołgaliśmy się do kwatery.. idziemy spać!:)